24 gru 2010

Święta!

Dlatego życzę wszystkim Sympatykom wiele radości i ciepła, niech będzie tak, jak tylko sobie wymarzycie!

5 gru 2010

O tym, że zima, ale i słońce


Koty wygrzewają się całymi dniami na parapecie, łapiąc słońce. Jakbym się zmieściła, też bym ;))

27 lis 2010

O tym, jak to sie leczymy

Ja się smaruję, koty psikam i smaruję i wlokę na szczepienia. Wszystkie poszczepione z wyjątkiem Nówki Frani, z nią idę dziś.
Podliczyłam koszty wizyt u weta w tym miesiącu i wyszło mi ponad cztery stówy. O mamo! I jeszcze przede mną koszty dwóch serii szczepionek za dwa i cztery tygodnie. A i tak jestem traktowana w lecznicy ulgowo, gdybym miała zapłacić tyle, ile mają w cenniku, ani chybi poszłabym z torbami! Wielkie podziękowania dla moich wetów!!!
No i wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy pomagają moim kotom finansowo. Bez Was to mogiła i w ogóle koszmar. Jesteście wspaniali i kochani.

Zareklamuję przy okazji kalendarz Vivy. Jest piękny, a dochód z jego sprzedaży idzie całkowicie na potrzeby zwierząt, nie tylko kotów. Nie wiem, czy tu linki wchodzą, jestem lajkonik blogowy. Jeśli nie wlezie, to wybaczcie, trzeba będzie skopiować i wkleić w pasek adresowy.
http://koty.sos.pl/str.php?dz=19

I wkleję Wam poranne zdjęcia mojej gromadki, kiedy to robią sobie przegląd sytuacji na świecie, czyli taką kocią prasówkę :)))













20 lis 2010

O tym, że sezon grzybowy wcale się nie skończył

Bo jesteśmy obsypani wszyscy (no prawie, bo Franeczka i Ślepa jakoś nie). Ja też mam grzyba. Okropność i paskudztwo, ale wyleczalne, chociaż upierdliwe w leczeniu. O siebie się nie martwię, natomiast martwię się, jak ogarnę leczenie całej gromady, kiedy niektóre z kotów są nieobsługiwalne. Będzie problem z Glusiem, Pafnuckiem i Migotką, z tą ostatnią ogromny, bo ona nie cierpi być łapana, kiedy biega luzem, ona najwyżej może sama przyjść.

Koty będą szczepione, smarowane i karmione tabletkami. W czasie kuracji odkażę mieszkanie świecami, które niszczą zarodniki grzyba, więc mam nadzieję, ze będzie OK, oby jak najszybciej.

A Nówka Frania dostała wczoraj rujkę. Jest wyciszona i za jakiś czas będziemy panienkę sterylizować.

Lolek miał prawie dom, ale dom zrezygnował z Lolka, kiedy dowiedział się o grzybicy.

No nic, idę łapać koty na smarowanko :))))

17 lis 2010

O tym, że ciemno i pada

No to parę wczorajszych fotek (a może przedwczorajszych, nie pamiętam) kociarstwa
Loluś zadumany. Już się bardzo dobrze czuje, do wczoraj lataliśmy do weta, ale jest już OK, teraz tylko tabletki.










Kulcia też mi coś niedomaga, oczka zapaprane, ale z nią już nie lecę do weta, nie mam kompletnie kasy, daję jej tylko tabletki, te same, które bierze Lolek. Teraz śpi zwinięta w kłębek na moich kolanach. Czuje się dobrze, tylko czasem podchurchluje i czasem jej się oczka zapaprzą. Ale dziś na przykład czyste.




Małpiszon mi się ustawiła, a za nią Bonus łobuziak. Bonus teraz gania się z Dodosławem, smarkającym bez przerwy, ale chociaż świszcze i gwiżdże, ma to gdzieś i wariuje, jak tylko się da.

Małpa stateczna matrona i nie wariuje.







Młodzież generalnie szaleje, ku mej radości dołącza do nich Nówka Frania, któa znakomicie sobie ze swoją ślepotą radzi. To rzeczywiście łobuziak straszny, aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby widziała :))) Zrobiłam film, na którym wygłupia się z Lolkiem, ale jest tak ciemno, ze nic na nim nie widać.

11 lis 2010

O tym, że mam fotki nowych

To jest Nowa, szczupła kocinka, łasząca się do ręki, zestresowana nowym otoczeniem, ale mam nadzieję, ze się jakoś przyzwyczai. Chociaż wolałabym, żeby zanim to nastąpi, znalazł się dla niej dobry dom, żeby nie musiała przechodzić takiej traumy, jaką jej zafundowali poprzedni opiekunowie.




To jest Loluś, strasznie fajowy koteczek. Nie jest absorbujący, zajmuje się swoimi sprawami najczęściej, ale lubi, jak się go weźmie na ręce i przytuli, mruczy wtedy, jak traktor. Ma śmieszny zwyczaj siadania mi przy nodze, kiedy kręcę się w kuchni. Czasem się o niego potykam przez to, ale zbój szybki jest i na szczęście na czas zwieje, zanim na niego trampnę. Czasem, kiedy łazi mi przy nogach, pacnie je łapeczką, bez pazurów, tak zabawowo raczej. No śmieszna jest bestyjka, taki rezolutek wesoły :)))


Oba koty są zaszczepione, z czego bardzo się cieszę.

A teraz poproszę wszystkie Ciotki Czarownice o zaklęcia, żeby się dla gówniarstwa wreszcie jakieś dobre domy znalazły!

8 lis 2010

O tym, że nie wiem, jak zatytułować

Lolek zaszczepiony, Dodek dostał drugą dawkę Zylexisu.

Dziś jadę łapać kotkę z działek na sterylkę. Matko, jak ja tego nie cierpię, nie znosze zadawać jakiegokolwiek gwałtu zwierzętom. Funduję im traumę dość sporą, ale w tym przypadku mam pewność, ze tak trzeba, że ta trauma przeminie, natomiast zostanie tylko to, co korzystne.

Trzymajcie kciuki.


Aha, zapomniałabym - wczoraj byłam u Przylepa w nowym domu. Widać, ze szczęśliwy i dobrze mu tam. Wydrapałam, wycałowałam i wytuliłam. Niech mu tam się wiedzie.

5 lis 2010

O tym, że Lolek jest śmieszny

Piszę, co słychać u mnie.
Nie mam karty, niestety. Chciałam kupić, ale mam w tym miesiącu ubezpieczenie samochodu, czeka mnie kupno opon zimowych i parę innych radości płatniczych, więc chyba jednak nie kupię. Poczekam, aż spec ją mi odda.
Lolek (bo tak nazwałam nowego) już wypuszczony lata po domu. Jest prześmieszny :))) I przylatuje na wołanie, ociera się o moje nogi, mruczy głośno i w ogóle mniut i malyna. A z trójeczką już trzyma sztamę.
Trójeczka dobrze, ale nie ma chętnych. Było parę telefonów, ale albo chcieli kota po śmierci poprzedniego, śmierci pod kołami samochodu, która ich niczego nie nauczyła i nowy kot też by wychodził. Albo po usłyszeniu, ze kota od ręki teraz zaraz nie dostaną, tylko trzeba podpisywac jakąś umowę adopcyjną, rezygnowali. No cóż, to nie jest sklep z kotami, niestety.

Bonus, łajza i cholera mała próbuje szefować i rozstawiać mi koty po kątach, ale ja mu dam. Ale piękny jest i kochany w gruncie rzeczy. Dobry byłby dla niego dom, gdzie byłby sam, ewentualnie z innym jednym kotem.

Pafni jest kochany misiu, piękny zjawiskowo (te jego przcudowne wielkie porcelanowozielone oczyska!!!) i taki miły. Chciałabym, żeby czasem dał się przytulić na dłużej, ale on nie lubi.

Dodo to jest straszny broj! Matko, przecież to kaleka, chory w dodatku, a lata, jak fryga, skacze, fruwa niemal. Zachowuje się, jak mały kociak. Uwielbiam drania :)) Wczoraj dostał pierwszą dawkę Zylexisu, mam nadzieję, ze to mu podniesie chociaż trochę odporność. Ale mimo, ze smarka, doktor jest z jego stanu ogólnie zadowolony.

Rezydenci OK, odpukać.

W poniedziałek łapię ciężarną kotkę działkową na sterylkę. Źle się z tym czuję, bo nie lubię aborcyjnych, ale kocięta urodzone w listopadzie w zasadzie nie mają szans przeżyć.

2 lis 2010

O tym, że znowu coś nowego

To coś nowego jest małe, szare i siedzi w klatce. Nie ma jeszcze imienia, roboczo wołam na niego Grzdyl. Fajny jest, ale nie połączę z kotami, póki trochę nie odczekam. Dziś jedziemy do weta, obejrzy go, ewentualnie zaszczepi.
Grzdyl urodził się na działkach gdzieś na obrzeżach Bydgoszczy. Kotami tam opiekują się tacy starsi ludzie, wszystkie kotki posterylizowali, tylko mamy Grzdyla nie zdążyli. Urodziła się piątka, Grzdyl jest najmniejszy. Trzy znalazły dom, Grzdyla obiecałam wziąć do siebie, ale został tam jeszcze jeden. Ponoć największy, więc ma duże szanse, ale i tak namawiam ludzi, żeby go zabrali. Nie wiem, może się zdecydują.
Na razie nie mam karty, ale chyba dostanę ją w tym tygodniu, już nieważne, czy z odzyskanymi zdjęciami. Najwyżej ją sformatuję i byle nadawała się do użytku.

17 paź 2010

O tym, że mnie trzasnęła cholera.

Dziś było piękne światło. I koty mi się tak ładnie poustawiały, że pocykałam parę zdjęć. które być może szlag trafił, bo cosik się stało w karcie, że nie mogę ich odczytać. Wściekła jestem, bo miałam tam znacznie więcej zdjęć i filmiki ze dwa albo trzy. Cholera jasnista!! I chciałam jechac do lasu, zeby to cudowne jesienne światło wykorzystać, a tu dooopa!
Kartę dałam siostrze, żeby swojemu kumplowi magikowi komputerowemu dała do odzyskania, może się uda. Może uda mi się pożyczyć od kogoś zapasową.

14 paź 2010

O tym, że doba jest za krótka

Zmuszona sytuacją ekonomiczną pracuję całymi dniami, często wychodzę rano i wracam do domu wieczorem. Zwykle jestem tak padnięta, że mam czas tylko ogarnąć koty, wrzucić coś sobie do żołądka, ewentualnie przejrzeć net i lezę do łóżka. Cierpią na tym koty, cierpi moje zdrowie fizyczne i psychiczne zapewne, cierpi również ten blog. Ale póki co, nie ma innej możliwości.
Chcę tu pisać, ale wieczorem czuję się tak wyżęta ze wszystkiego, że mogę tylko zresetować mózg snem, a rano znów to samo.
Ale postaram się od czasu do czasu coś skrobnąć.

Maluchy (już nie takie maluchy) zdrowieją. Z Florką było naprawdę bardzo źle, byłam pewne, że jej się nie uda. Ale powoli tiptopami wyszła z tego. Schudła strasznie, ale gorliwie nadrabia. Reszta dziewczyn lepiej, chociaż Migota mnie wnerwia, bo dała sobie podać antybiotyk tylko przez cztery dni. Odpuściłam, bo jest silna, jeśli będzie nawrót, wtedy będę ją po prostu wozić na zastrzyki.

Z reszty stada Pafni też chrypi. Nie wlokłam go już do weta, daję mu to samo, co małym. Ale chyba trzeba będzie go zawlec do lekarza, bo wprawdzie nastrój mu się poprawił, ale ciągle ma jakieś rzężenia w nochalu.

Dodosław smarkaty, jak nieszczęście, ale radosny i brojny. Dokazuje z malutami niesamowicie. Uwielbiam tego głupolka.

Bonus jakiś niewyraźny chyba. Nie smarka wprawdzie, ale zrobił się za spokojny. W weekend przyjrzę mu się i jakby co, zabiorę do weta.

Moi rezydenci jakoś się trzymają. Gluś ma jakieś dziwne strupki, nie wiem, czy nie alergia pokarmowa (tfu!tfu!), Ślepa gruba jak zawsze, a Małpa ma nawrót zapalenia dziąseł. Chyba jednak usunięcie zębów jest nieuniknione.

Dzięki za kciuki za maluchy, jestem pewna, że pomogły! Dzięki za podczytywanie. Nie gniewajcie się, jeśli nie będę pisać często, postaram się w miarę sił.

Atteo, dawno u Ciebie nie byłam. Zaraz zajrzę, bo jestem ciekawa, co nowego zrobiłaś.

7 paź 2010

O tym, że kciuki są bardzo potrzebne

Bo Florka jest bardzo chora. Wszystkie trzy maluchy złapały jakiegoś zjadliwca i przechorowały, ale tamte już po pierwszej dawce leków śmigały, a Florcia już trzeci dzień leży, jak szmatka. Straszliwie się o nią boję. Myślcie o niej, wierzę, że myślenie ma energię i być może pomoże małej.

A nie piszę, bo nie mam kiedy. Jestem tak dokładnie zarąbana, że wychodzę rano, po południu wpadam na jakąś godzinkę, czy pół i znowu lecę i do wieczora. Być może przez to własnie nie zauważyłam na czas, ze coś się dzieje :(((

Do kitu. Nie może Florka odejść, jest taka młoda. Nie mogę na nią patrzeć bez kluchy w gardle, bo przecież ona normalnie szmąci, biega, szaleje, a przy tym jest słodka i przylepna, przyłazi na kolana, mruczy i ugniata. Nie wolno odbierać zycia takim małym kotkom.

25 sie 2010

O tym, że wróciłam z wakacji

Koty całe i zdrowe. I właśnie Florka mi kima na kolanach i mruczy!!! A Migota kombinuje, jak się tu wpakować i też mruczy! Czyli proces oswajania zakończony sukcesem.

Na razie mam tylko kilka zdjęć Kulki, filmik z akcji pomocy w rozpakowywaniu wrzucę jutro razem ze zdjęciem.

13 sie 2010

O tym, że małę dziabągi szaleją.

Fruzia i Maniuś w nowym domu już. Mam nadzieję, ze będą szczęśliwe.

A Ekipa trzech muszkieterek przestała demolować mi łazienkę, za to teraz demoluje mi mieszkanie. Z oswojeniem Kulki już nie ma kłopotu, Migocia też jest OK, najsłabiej Florencja, ale jak ją dorwę, to mruczy i nadstawia łepetynkę.


Migocia









Kulka







Florka







8 sie 2010

O tym, że jakieś szaleństwo się dzieje

Fruzia i Maniek szaleją straszliwie z Dodkiem i Bonusem. Wczoraj wyszłam z domu, w którym żyrandol kuchenny wisiał na miejscu, przyszłam do domu, w którym ten sam żyrandol leżał na ziemi. Któraś zgaga musiała się na nim powiesić. Cud boski, że nie urwała (ta zgaga lub ten zgag) całości.
Fruzia wlazła mi za ciąg szafek kuchennych (porządnie zabezpieczyłam, zasieki postawiłam naprawdę mocne) i nie chciała wyleźć. Dopiero wygarnęłam ją z piekarnika po wyjęciu szuflady.

Ale smutno mi, bo Fruzia i Maniuś w tygodniu idą do nowego domu. Niby się cieszę, bo raz, że znalazły, dwa, że razem będą, ale i tak mi cholernie smutno. Bo te małe dranie są takie słodkie, tak się lepią, przytulają, patrzą w oczy. Czuję, że będę ryczeć po nich.

Małe trio urzęduje w łazience. Właśnie słyszę, jak ją demolują. Ciągle dzikawe, ale osiągnęłam już to, że kiedy wejdę nie spierdzielają, gdzie pieprz rośnie, ale czekają na jedzenie. Jedzą mi z ręku. Ruda (dałam jej imię Kulka) głaskana podczas jedzenia albo zabawy nie ucieka, za to głośno mruczy. Florcia (to biało szara) i Migotka (trikolorka) bardziej unikają rąk, ale w czasie jedzenia już nie zwiewają, tylko dają się głaskać. W czasie zabawy jeszcze nie.

Siadam sobie z nimi na podłodze i majtam majtadełkiem. Kulka od razu załapała i latała po mnie bez kompleksów. Tamte dwie z oporami, ale jak Kula tak szaleje (a ona naprawdę jest w szale zabawowym), to i one też zaczynają. Ale kiedy w zabawie próbuję pogłaskać, uciekają.

Czasem łapie Migotę i Florcię trochę na siłę, tulę i głaszczę, miziam i gadam. Usiłują uciec, dopiero po długiej długiej chwili lekko się odprężają, nawet zaczynają mruczeć. Ale puszczone natychmiast uciekają.

Bez zabawy i bez jedzenia żadna nie daje się dotknąć. Nie wiem, jak to dalej będzie, czy nie za późno dla nich na całkowite oswojenie. No nic, trza próbować.

Aha, mam do wydania (nie u mnie w domu, na działkach u takiej starszej pary) dwa cuda. Zobaczcie sami:





Gumiś











Gumisia







I Gumisie dwa

2 sie 2010

O tym, że maluchy zaszczepione,

co nie znaczy, że już bezpieczne. I ciągle w klatce, bo oswajanie troszkę żmudne jest i maluty uparły się, że nie jestem ich przyjacielem.

To jest Tri. Dziwna kicia, bardzo ostrożna i płochliwa i chyba najbardziej z trójki waleczna i agresywna. Poczatkowo syczała i waliła łapkami. Teraz już tego nie robi, ale ciągle jest uparta. Dziś dawałam im ryby, użarła mnie w palec. Ciągle najbardziej na dystans.




To Szara. Była najbardziej śmiała, teraz się troszkę wycofała. Nie ucieka aż tak przed ręką. Chociaż dziś po wizycie u weta drapnęła mnie w panice, kiedy chciałam ją wyjąć z klatki. Mam nadzieję, że nie zaprzepaściło się to, co uzyskałam przez te kilka dni. A doszło już d tego, ze podchodziła do prętów klatki i obwąchiwała moją twarz lub palec.



Rudziasta miągwa. Na początku największa panikara i strachajło, teraz największa męczybuła. Wspina się na pręty i drze japkę, że chce wyjść. Więc wyjmuję ją z klatki i wędrujemy po mieszkaniu, albo miziam ją na kolanach, aż zaśnie. W zabawie najśmielsza i największa wariatka.




Szara i Tri trzymają się bliżej. Jutro naprawiam klamkę do drzwi łazienki i wypuszczę drobiazg do łazienki, bo w tej klateczce chyba się męczą. Może będą szybciej i chętniej się przyzwyczajać?

30 lip 2010

O tym, jak to nowe siedzą w klatce

Są trzy. Same dziewczynki. Troszkę dzikie jeszcze, ale mam nadzieję, że uda mi się je obłaskawić. Na razie siedzą w klatce, dochodzą do siebie po wyczerpującej wizycie u weta, bo i w uszy im zaglądali, w dooopki, paszcze i oczka. No i dawali jakieś specyfiki do pyszczka i smarowali jakimś śmierdzielstwem. Ale trza było, bo pchły, jak czołgi zasuwały im w futerku. Oto trzy gracje:

28 lip 2010

O tym, że chyba upadłam na głowę

Bo jutro do mnie przyjeżdżają trzy małe karaczany. Ale nie mam wyjścia. maluchy mieszkają w ruinach meliny obok innej meliny, gdzie wprawdzie pijacy im krzywdy nie robią, nawet je karmią, ale już jedna miała pomysł, że da jednego z maluchów koleżance. Już widzę tę koleżankę i tę kotkę, zaniedbaną, biegającą po ulicach, rodzącą dwa razy do roku. Poza tym blisko jest ruchliwa ulica, a maluchy zaczynają zwiedzać, więc nie wiadomo, ile z nich by ocalało.
No nic, będę miała mały sajgon w domu. Ale sama chciałam, sama mówiłam do dziewczyn, że chcę w tym roku jakieś maluchy. No to mam...

U nas pada, leje jednostajnie. Uwielbiam taką pogodę, jest melancholijnie, romantycznie i pięknie, szum deszczu działa na mnie kojąco.

25 lip 2010

O tym, że mam mętlik

Bo Dodo od dwóch dni pokrwawia z nosa. Już pomijam kwestię gustownych czerwonych kropek wszędzie (również na mnie, wczoraj siostra wycierała mnie z takowych, bo nie zauważyłam, że mnie Dodosław okichał na szyi), bardziej martwi mnie to, ze w tych cholernych zatokach coś się dzieje. Ale z drugiej strony własnie Dodek szaleje porannie z Bonusem, Pafnim i maluchami. Dużo precyzyjniej biega, niż chodzi i szaleństwo polega na galopowaniu przez mieszkanie na balkon. Ale nie w linii prostej, no skąd. Trzeba zygzakiem zaliczyć wszystkie przeszkody poziome i pionowe :)))

No, teraz się zmęczyła ekipa i poleguje, ale w postawie gotowości do dalszych brewerii.

A w tak zwanym międzyczasie pokażę roślinki, jakie sobie zainstalowałam na balkonie. Że co, że trochę późno? No ale kto powiedział, że środek lata nie jest dobrym czasem na roślinki?

To jest chyba scewola.










to portulaka?







to turki (lubię ich dziwny zapach)







to pelargonia (pelargonii nie lubię, ale jakoś ta mnie urzekła)








a to nie pamiętam :)))

23 lip 2010

O tym, że balkon to koci raj, a mój ustawiczny stres.

Ja nie wiem, normalne koty leżą, siedzą, łażą, polegują na półce. Tylko trzy zwariowane kociszcza, czyli gówniarstwo i Dodo mają zapędy do włażenia po siatce. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że w dwóch miejscach mam luki między siatkę a sufitem na tyle duże, że koty mogą przeleźć. No i jak znam te głupole, to przelezą, a mają tendencję do włażenia właśnie tam, gdzie te luki są. Porobiłam różne zasieki, utrudnienia i inne takie, w desperacji założyłam skrzynki z kwiatami i wiszące donice, a te małe mendy cały czas kombinują.

Powiecie, że powinnam te luki zabezpieczyć. No tak, ale się nie da ze względu na konstrukcję balkonu. Łebski facet 'złota rączka' zapewne by mógł, ale jak mi kto takiego znajdzie, ozłocę.

A poza tym chłodniej, deszcz i burza. Czyli cudnie.

O, Dodek wskoczył na biurko i próbuje mi wleźć na kolana :)))

O tym, że się cieszę

Bo Dodek wprawdzie ma większą wiotkość łapek i ciałka, przewraca się i nie jest tak sprawny, ale czuje się naprawdę dobrze! Dziś nawet zaczął się bawić w swoją ukochaną zabawę - aport mięcha :))) No niestety, Bonus jest zołza i super sprawny i mu mięcho podebrał.


Maluszki świetnie się mają, rosną strasznie szybko. Tu Fruzia kokietka i delikatna panienka.








Maniuś robi się przystojniak.












A tu oba bąble. Marzy mi się, ze pójdą razem, bo są bardzo zżyte ze sobą. Raz taka sztuka mi się udałą, może i drugi raz też???

Aha, bo zapomniałam napisać, ze adopcja Maniusia się nie udała, znaleźli kocię zabiedzone i z Mańka zrezygnowali. Ale nie martwię się, jakaś bida w potrzebie znalazła dom. :)))

19 lip 2010

O tym, że pozytywnie.

Bo Dodek już jest w zasadzie w normie. Fakt - łapki mu się bardziej plączą, ale kataru nie ma, apetyt jest i humor takoż. Gdyby udało się tę cholerną bakterię wyeliminować...

Dziś odwożę Stefanka do nowego domu, w piątek Maniusia. O Fruźkę na razie nikt nie pyta, muszę ją przydybać i cyknąć jej jakieś śliczne foty.

Chciałabym też wydać Boniastego, on jest kot dominant, u mnie nie czuje się najlepiej. Pafni to nie wiem, czy kiedykolwiek znajdzie dom. Jest zjawiskowo piękny, ale co z tego, jak dzikawy?

17 lip 2010

Dzięki za kciuki. Dodek powoli wraca do siebie. Na przyszłość jeśli będę chciała zrobić jakiś zabieg kotu w taką pogodę, niech mnie ktoś bardzo bardzo mocno kopnie w dupę.

Dodek już je, mało i delikatnie, ale sam. Ciągle jeszcze charczy noskiem i ma kaszel, ale sądzę, że to są pozostałości po podrażnieniach od płukania i od rurki intubacyjnej. Oby mu się tam szybko zagoiło. Obym miała mojego łobuza znów w domu.

15 lip 2010

Jeśli ktoś tu wchodzi i czyta, prosze, trzymajcie kciuki za Dodka, bo nie jest dobrze :((((

14 lip 2010

O tym, że Dodek jest biedniutki

Miał dzisiaj zabieg czyszczenia zatok w sedacji. I zatrzymał mu się w trakcie zabiegu oddech. Lekarz go z tego wyprowadził, ale boję się o mojego maluszka bardzo. Pechowy kochany kotek.
Teraz wybudza się z narkozy bardzo ciężko i wolno. Mam nadzieję, ze po wszystkim będzie już tylko lepiej.






27 cze 2010

O tym, że koty rządzą

Szczególnie te najmniejsze. Budzą mnie po czwartej rano skacząc po mnie, jak pchły. Ale wybaczam im, bo co mam zrobić???










A to Boni w słodkiej pozie drzemie sobie mając w dyferencjale szalejące małe tałatajstwo.

21 cze 2010

O tym, że Pafnutek dalej jest piękny

Ale bardzo bojaźliwy. Boję się, ze nie znajdzie domu, a przecież to taki kochany i piękny kocurek.













O tym, że maluchy już poza klatką

Już biegają po mieszkaniu. A biegają tak szybko, ze zazwyczaj zdjęcia wyglądają tak:









albo tak:








Ale czasem się uda. Oto największy Stefanek

















Średni Maniuś


















I najmniejsza Fruzinka








I większy kawałek ekipy, Stefuś zwiał