25 lut 2009

O tym, jak trudno się rozstać










Moje małe diablątka dwa, czyli Kundzia i Poldi są już razem w swoim nowym domu. Cieszę się bardzo, ale tęsknię za nimi. To są takie koty, które zapadają w serce, gdybym miała warunki, na pewno nie oddałabym ich nikomu. Chociaż z drugiej strony czy nie mówię tak o każdym kocie, który u mnie rezyduje?

Tak na pamiątkę po moich ukochanych urwipołciach:

tak wyglądały na początku, małe puchate czarne kulki z wytrzeszczonymi niebieskimi ślepkami












Rosło to to jak na drożdżach, z nieporadnych potworków zaczęły się robić zgrabne i piękne koty, chociaż ciągle z wytrzeszczem




















Kundzia odkryła, że świetnie się czuje schowana w torbie na zakupy

















Poldek uwielbiał pozować




















A tak się czują w nowym domu









Trzymajcie się, maluchy moje kochane i bądźcie szczęśliwe!

22 lut 2009

O tym, że czarne jest piękne

No bo jest. Najpiękniejsze wręcz. Sami zobaczcie:











20 lut 2009

O tym, jak koty 'polują'

Na balkonie wywiesiłam karmnik dla ptaków i mam codziennie pięknych gości.









Koty, jak można się domyślić, pałają żądzą upolowania drobiazgu i zza szyby miotają okropne przekleństwa na Bogu ducha winne sikorki, które początkowo bały się moich potworów, teraz już chyba wiedzą, że potwory choć pyskate, niewiele mogą im ze środka zrobić.

19 lut 2009

O tym, jak śpią koty bez jajec

Wygodnie śpią. I bezstresowo jakby. Oto one:

Bonus po porannych brykach:






Poldek zajął miejsce niedaleko:








A nad nimi oboma na wysokiej grzędzie czuwa Kundzia:










Chłopcy czują się świetnie, już broją na całego, podogonkowe rany nie interesują ich zanadto, więc myślę, ze jest OK. Bonus dziękuje swojej Cioci wirtualnej za prezent.

17 lut 2009

O tym, jak jestem okrutnicą

No jestem. Głodzę kotki. Śniadania nie daję, zamykam w łazience i podczas gdy faworyzowane opychają się, biedne dwa kotecki, czyli Poldek i Bonus płaczą wniebogłosy z głodu i stresu. I co gorsza, o czym te biedaki nie wiedzą jeszcze, za trzy godziny wydam ich siepaczom, czyli wetom. A oni obezwładnią niewiniątka, pokłują dupę a potem, o zgrozo, pozbawią klejnotów. Olaboga!!!

Ostatnie zdjęcie Bonusa z jajcami.










Ostatnie zdjęcie Poldka z jajcami.











Chłopaki już bez jaj. Śpią teraz w klatce, zostaną tam, aż się zupełnie wybudzą. Biedusie moje maleńkie. Jutro będą zdjęcia już bezjajeczne.

16 lut 2009

O tym, jak to niektóre koty biją się o łup

Boni to złodziej, to już ustaliliśmy. Pozwoliłam mu porwać nogę kurczaka, w końcu chłopak musi mieć jakąś rozrywkę. Zabrał się do konsumpcji (swoją drogą niewygodne było gryzienie, nie mógł poczekać, aż dostanie w kawałkach?), ale nie poszło tak łatwo, bo pojawiła się konkurentka do koryta czyli Kundzia. Oto, jak przebiegały zmagania:

Etap pierwszy: akt brawurowej kradzieży, tu dowodu rzeczowego nie mam, jako że zatkało mnie lekko i nie zdążyłam pognać po aparat.

Etap drugi: nastąpiło jeszcze bardziej brawurowe, powiedziałabym nawet, że bezczelne podebranie łupu przez drobną i zgrabną Kundzię. Boniastego zatkało.






Etap trzeci: Bonus zbiera siły i układa plan pozornie pozostawiając biednego kuraka w rękach, a raczej ząbkach niewychowanej złodziejki-amatorki.








Etap czwarty: po uśpieniu czujności Kundzi nastąpił atak.








Etap kolejny, kiedy odbywa się krótka i nawet niespecjalnie zażarta walka o smakowitą zdobycz. Jak widać Kundzia zaskoczona i przytłoczona profesjonalizmem Bonusa próbuje odzyskać łup bez przekonania.






Teraz już Bonus może spokojnie oddać się konsumpcji (nie)uczciwie zapracowanej kolacji.







Na wszelki jednak wypadek przybrał nasz dzielny bandyta pozę, która nie pozostawia żadnych wątpliwości co do faktu, że mięcho należy do niego.

12 lut 2009

O tym, jak czas szybko upływa

Za szybko. Jeszcze niedawno moje małe tymczasowe głuptasy to były kruszyny o niewinnym i rozczulającym niebieskim spojrzeniu, a teraz to są chłopy pod wąsem i baby na wydaniu nieomal. Nie wiem, kiedy to się stało, ze z takich maluchów wyrosły wielkie, piękne i dorosłe koty. No popatrzcie sami, to Poldi w wieku oseskowym i teraz.

O tym, jak Ślepa zdobyła Mount Everest

Ślepa jest ślepa. Ale pisałam już o tym, że uwielbia nowe wyzwania. Drapak mam od niedawna. Stoi za sofą, można z oparcia na niego wejść. Ale jest taki moment, kiedy do zejścia potrzebne są oczy, bo półeczka jest zablokowana drabinką i nie da się zejść z niej na macajewa, trzeba skoczyć troszkę. No i dziś 87Ślepa dzielnie pokonała wszelkie przeszkody, zaliczyła drabinkę, budkę, półeczkę podbudkową i niestety, tu musiałam salwować baleronika.

11 lut 2009

O tym, jak Pafnuc sobie pomieszkuje z Rudą

Ruda jest histeryczka, ekscentryczka i neurotyczka. Nie lubi innych kotów, nie lubi ludzi, nie lubi większości karm dostępnych na rynku, nie lubi zabiegów dokonywanych na jej czcigodnej osobie, a już nowych kotów nie cierpi po prostu. No i ta kotka poszła do łazienki jeść (zwykle tam dostaje, żeby jej inne koty nie denerwowały), potem zaczęła godzinami wylegiwać się w koszu, ma w nosie, że na parterze plącze się gówniarz Pafnuc (jest na łazienkowej kwarantannie). Wprawdzie na dzień dobry dała mu z liścia, tak że teraz nie naprzykrza się jej wysokości, ale normalnie mnie zszokowała!
Nie dałam rady chwycić obojga, za to mam dzisiejszą fotkę Pafnuca, zrobiło się z niego małe aksamitne cudne coś z wielkimi zielonymi oczyskami. I dzisiejsza Ruda, dała się tylko zrobić z lotu ptaka. Bo zapomniałam dodać, że pozować do zdjęć też nie cierpi.

9 lut 2009

O tym, jak Boni zjadł parówkę.


Boni jest kotem działkowym, ma więc nawyki kota dokarmianego przez ludzi. Nie całkiem rozsądnie dokarmianego, ale w końcu lepsze to, niż głodowanie. Boni uwielbia ludzkie jedzenie, nie może się oprzeć, żeby nie podkradać i jeśli tylko jestem trochę nieostrożna, jak dziś rano i zostawię coś na wierzchu, ten mały skunksik zaraz dorwie i porwie. Dziś ukradł ze stołu opakowanie Berlinek, wyłuskał z niego jedną, zjadł połowę (razem z folią i teraz drżę, czy nie zachoruje od tego), a resztą się bawił. Czasem nie mam na niego siły, ale nie nauczę gada małego. Muszę po prostu pilnować się mocno.
Najlepszy jest jego wzrok, kiedy go przyłapię. Wcielona niewinność! chociaż co się dziwić, w jego świecie o to właśnie chodziło, capnąć i ucuec, zjeść, nieważne czy z folią, czy bez.

8 lut 2009

Tymczasy


W tej chwili są u mnie cztery koty, dwa wydarte babie, która dopuściła do rozmnożenia swojej kotki i potem maleństwa chciała zawieźć do schroniska, gdzie nie miałyby żadnych szans. To Poldek i Kundzia, dwoje z siedmiorga. Tę dwójkę wzięłam ja, pozostałą piątką zajęła się Matahari
Koty rewelacyjne. Kundzia drobna, zgrabna i ruchliwa, bardzo bystra i trochę brojna, ale jednocześnie sama słodycz. I Poldek, duży i przystojny, straszna przylepa, troszkę fujara, ale jak trzeba, to i w nim budzi się demon. Szukają domu tylko razem, nie będę ich rozdzielać, bo czuję, że nie byłoby to dla nich dobre.

Bonusik, kociak znaleziony na działkach. Nie był chory, za to głodny i lepił się do człowieka, no to wzięłam. Troszkę nieśmiały, miałam z nim ciut kłopotu, bo unikał człowieka, ale zrobił się z nieho mruczak zawołany. Uwielbia drapanko po łebku. To będzie wielki kocur kiedyś, taki mocarny gość. Na razie jest sporym i pięknym kilkumiesięcznym kocurkiem. Mam nadzieję, że znajdzie dom najlepszy z najlepszych.




Ostatni nabytek sprzed niespełna tygodnia, też z działek. Mały wychudzony i brudny cztero lub pięciomiesięczny kociak. Koci katar, wszoły i zapewne bogate życie wewnętrzne. Katar opanowany, widać piękne i czyste przeraźliwie zielone oczyska. Chudość mam nadzieję niedługo zniknie, bo Pafnuc je, jak szalony. I dobrze. Wszoły też potraktowane odpowiednio. W następnej kolejności policzymy się z robalami. Malutek bardzo wystraszony, ale powolutku się przełamuje. Siedzi w łazience za pralką i tylko czasem wystawia łepetynkę. Ale na jedzenie wychodzi i wtedy pięknie mruczy i wywala brzucha do głasków. Będą z niego ludzie.


Jak widać wszystkie moje tymczasy są czarne. Tylko dwa z wyboru, Poldi i Kundzia. Pozostała dwójka sama mi się 'nawinęła'. To pewnie dlatego, że mam niezwykłą słabość do czarnych kotów.

Koty moje i te inne

Koty to dziwne stworzenia. Piękne, tajemnicze, niezwykłe. Zabawne i poważne, na dystans i bardzo blisko człowieka.
Wychowałam się z psami, od dziecka zawsze jakiś w domu był. Kotów nie lubiłam, wierzyłam w bzdurne przesądy na ich temat i zupełnie mnie nie obchodziły. Aż jakieś 16 lat temu coś mi w głowie pstryknęło i zaczęłam się za kotami na ulicy oglądać. I pewnego sierpniowego dnia trafiłam na zabiedzonego ledwo żyjącego malucha na pasie zieleni między pasmami ruchliwej ulicy. I to był mój pierwszy kot o jakże mało oryginalnym imieniu Kot.
Był mądry i piękny. Umarł na raka wątroby.

Razem z nim wychowywała się Ruda, kocinka, którą wzięłam dla niego do towarzystwa. Ruda żyje do dziś, mała marudna i namolna kotka, która nie lubi innych kotów i innych ludzi, kocha tylko mnie i tylko mnie wolno się do niej przytulać. Ale nawet mnie nie wolno jej obcinać pazurów, czyścić uszu, podawać tabletek i tym podobnych rzeczy. Niedawno Ruda miała poważną operację usunięcia listwy mlecznej z okazji guzów, które się tam pojawiły. Cytologia wykazała, że to nowotwór złośliwy, ale póki co jest dobrze, RTG nie wykazało przerzutów i mam nadzieję, że moja czternastolatka jeszcze trochę ze mną pobędzie.



Potem w domu pojawiła się Ślepa, zabrałam ją ze schroniska, gdzie obijała się na wybiegu o ściany, budki i inne koty. Nie chciałam kotki, w dodatku szarej, chciałam czarnego kocura. Ale nie mogłam jej tam zostawić. Bardzo to odważna i pogodna koteczka, mimo ślepoty świetnie sobie radzi i uwielbia przemeblowania w domu, bo może sobie wtedy pobuszować na nieznanym terenie. Teraz strasznie utyła, a ja nie umiem jej odchudzić.


Jakiś czas potem zabrałam ze schroniska trzy maluszki. Dwa wyadoptowałam, trzeci z wadą układu oddechowego został u mnie. To było moje marzenie, przepiękny duży czarny kocur. Kochałam Precla bardzo, ale niedługo. Odszedł w wieku 9 miesięcy.






Kolejna była znajda z parkingu pod Geantem, chuda szara kotka. Dostała imię Małpa, bo taka z niej małpiatka prawdziwa. Namolna i chciwa pieszczot, ale i cwaniara i kombinatorka. Bardzo pogodna i niekonfliktowa, jako pierwsza przyjmuje do stada nowe koty. I często zgadza się być matką zastępczą, co polega głównie na cierpliwym leżeniu i byciu cyckanym przez maluchy.



Mania, kotka w strasznym stanie znaleziona na działce. Ślepa na jedno oczko. Odchuchałam, wyleczyłam, a ona nie przeżyła całego roku u mnie, umarła na FIP. To była niezwykłą kocinka, brojna i niezależna, ale lubiła być pieszczona, właziła na kolana i żądała pełnej uwagi. Czarna pantera moja mała.




Gluś. Piękniś czarny pomarańczowooki. Kot dostojny i wielki. Zabrany ze schroniska razem z trzema innymi kociętami. Wszystkie były w strasznym stanie, dwa z nich umarły w przeciągu 48 godzin. Został on i jego siostra. Ona też po kilku tygodniach odeszła, pozostał tylko Glusiek. Chorował, ale wyszedł z tego i teraz jest moim oczkiem w głowie. Grubym oczkiem, trzeba uczciwie przyznać i zupełnie nieprzylepnym. Niech mu będzie, jest moim marzeniem i może sobie grymasić na mój widok, nie przeszkadza mi to. Byle był zdrowy.




Był jeszcze Lucek, kociak, który znalazł się u mnie wraz z bratem z jakiejś piwnicy. Brat znalazł dobry dom, Lucek też, ale dom nie był dobry. Kociak po trzech dniach wrócił do mnie. Od tego momentu zaczął zapadać na zdrowiu. W końcu zdiagnozowano u niego FIP. Bardzo walczyłam o niego i obiecałam mu, że ma dom u mnie. Nie będzie umierał jako kot bezdomny, będzie jednym z moich kotów. Brakuje mi go bardzo.






Te koty są moje. Reszta, a było ich trochę, to tak zwane tymczasy, koty potrzebujące pomocy, które leczę, odkarmiam, socjalizuję i szukam im domów. Nie wszystkie pamiętam, ale wśród nich były: Haker, Tosza, Rudy, Tolek, Mania, Bromba, Mufcia, Kostek, Wikcia i inne. Te znalazły domy. Niektóre nie żyją, o innych nie mam żadnych wiadomości. Mam nadzieję, że mają się dobrze i są szczęśliwe, na tym mi najbardziej zależy.