14 paź 2010

O tym, że doba jest za krótka

Zmuszona sytuacją ekonomiczną pracuję całymi dniami, często wychodzę rano i wracam do domu wieczorem. Zwykle jestem tak padnięta, że mam czas tylko ogarnąć koty, wrzucić coś sobie do żołądka, ewentualnie przejrzeć net i lezę do łóżka. Cierpią na tym koty, cierpi moje zdrowie fizyczne i psychiczne zapewne, cierpi również ten blog. Ale póki co, nie ma innej możliwości.
Chcę tu pisać, ale wieczorem czuję się tak wyżęta ze wszystkiego, że mogę tylko zresetować mózg snem, a rano znów to samo.
Ale postaram się od czasu do czasu coś skrobnąć.

Maluchy (już nie takie maluchy) zdrowieją. Z Florką było naprawdę bardzo źle, byłam pewne, że jej się nie uda. Ale powoli tiptopami wyszła z tego. Schudła strasznie, ale gorliwie nadrabia. Reszta dziewczyn lepiej, chociaż Migota mnie wnerwia, bo dała sobie podać antybiotyk tylko przez cztery dni. Odpuściłam, bo jest silna, jeśli będzie nawrót, wtedy będę ją po prostu wozić na zastrzyki.

Z reszty stada Pafni też chrypi. Nie wlokłam go już do weta, daję mu to samo, co małym. Ale chyba trzeba będzie go zawlec do lekarza, bo wprawdzie nastrój mu się poprawił, ale ciągle ma jakieś rzężenia w nochalu.

Dodosław smarkaty, jak nieszczęście, ale radosny i brojny. Dokazuje z malutami niesamowicie. Uwielbiam tego głupolka.

Bonus jakiś niewyraźny chyba. Nie smarka wprawdzie, ale zrobił się za spokojny. W weekend przyjrzę mu się i jakby co, zabiorę do weta.

Moi rezydenci jakoś się trzymają. Gluś ma jakieś dziwne strupki, nie wiem, czy nie alergia pokarmowa (tfu!tfu!), Ślepa gruba jak zawsze, a Małpa ma nawrót zapalenia dziąseł. Chyba jednak usunięcie zębów jest nieuniknione.

Dzięki za kciuki za maluchy, jestem pewna, że pomogły! Dzięki za podczytywanie. Nie gniewajcie się, jeśli nie będę pisać często, postaram się w miarę sił.

Atteo, dawno u Ciebie nie byłam. Zaraz zajrzę, bo jestem ciekawa, co nowego zrobiłaś.

5 komentarzy:

  1. Trzymam za Ciebie kciuki. I za Futrzaste też oczywiście. Mam nadzieje, że sobie w weekend choć trochę odpoczniesz. Przy takiej ilości zwierzaków tak niestety jest. Jak jeden wyzdrowieje to drugi choruje. Ja mam mniej (chyba;) ) darmozjadów a też co chwilę coś się dzieje. Zwłaszcza, że jedno pęcherzowe, więc nawroty są co chwile. No i trzeba to kontrolować nawet jak się wydaje, że jest dobrze. Jak to się mówi: wiedziały gały, co brały;))) Tak sobie mówię jak zaczyna się kolejny cyrk:) Życzę żeby towarzystwo wreszcie wyzdrowiało i żebyś złapała choć trochę oddechu:))) No, na mnie czas bo muszę lecieć do weta;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja "ruda łajza"też dostał katar,ale jak kichnie to....masakra:)))bardzo bym chciała zobaczyc zdjęcia Twojej wesołej gromadki:))pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bozenas, nie mam kompletnie weny, odeszła mnie zupełnie, zołza jedna. Ale w niedzielę postaram się coś cyknąć specjalnie dla Ciebie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzynaj się, Kawa. Może byc tylko lepiej ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tonia, może być gorzej, bo mogłabym tej pracy nie mieć. Wtedy dramat. Ale dam radę, chciałabym tylko znaleźć w sobie tyle siły, żeby to moje zalatane życie trochę usystematyzować, poukładać jakoś. zorganizować tak, żeby zdrowotnie nie podupaść, chałupy na amen nie zapuścić i siebie przy okazji też.

    OdpowiedzUsuń