8 sie 2010

O tym, że jakieś szaleństwo się dzieje

Fruzia i Maniek szaleją straszliwie z Dodkiem i Bonusem. Wczoraj wyszłam z domu, w którym żyrandol kuchenny wisiał na miejscu, przyszłam do domu, w którym ten sam żyrandol leżał na ziemi. Któraś zgaga musiała się na nim powiesić. Cud boski, że nie urwała (ta zgaga lub ten zgag) całości.
Fruzia wlazła mi za ciąg szafek kuchennych (porządnie zabezpieczyłam, zasieki postawiłam naprawdę mocne) i nie chciała wyleźć. Dopiero wygarnęłam ją z piekarnika po wyjęciu szuflady.

Ale smutno mi, bo Fruzia i Maniuś w tygodniu idą do nowego domu. Niby się cieszę, bo raz, że znalazły, dwa, że razem będą, ale i tak mi cholernie smutno. Bo te małe dranie są takie słodkie, tak się lepią, przytulają, patrzą w oczy. Czuję, że będę ryczeć po nich.

Małe trio urzęduje w łazience. Właśnie słyszę, jak ją demolują. Ciągle dzikawe, ale osiągnęłam już to, że kiedy wejdę nie spierdzielają, gdzie pieprz rośnie, ale czekają na jedzenie. Jedzą mi z ręku. Ruda (dałam jej imię Kulka) głaskana podczas jedzenia albo zabawy nie ucieka, za to głośno mruczy. Florcia (to biało szara) i Migotka (trikolorka) bardziej unikają rąk, ale w czasie jedzenia już nie zwiewają, tylko dają się głaskać. W czasie zabawy jeszcze nie.

Siadam sobie z nimi na podłodze i majtam majtadełkiem. Kulka od razu załapała i latała po mnie bez kompleksów. Tamte dwie z oporami, ale jak Kula tak szaleje (a ona naprawdę jest w szale zabawowym), to i one też zaczynają. Ale kiedy w zabawie próbuję pogłaskać, uciekają.

Czasem łapie Migotę i Florcię trochę na siłę, tulę i głaszczę, miziam i gadam. Usiłują uciec, dopiero po długiej długiej chwili lekko się odprężają, nawet zaczynają mruczeć. Ale puszczone natychmiast uciekają.

Bez zabawy i bez jedzenia żadna nie daje się dotknąć. Nie wiem, jak to dalej będzie, czy nie za późno dla nich na całkowite oswojenie. No nic, trza próbować.

Aha, mam do wydania (nie u mnie w domu, na działkach u takiej starszej pary) dwa cuda. Zobaczcie sami:





Gumiś











Gumisia







I Gumisie dwa

3 komentarze:

  1. Gumisie boskie, szkoda ze tak daleko. a zyrandol to nie az takie wielkie osiagniecie. Moje ostatnio przewrocily drapak ktory byl na stale przytwierdzony do podlogi i poreczy przychodowej :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa, Ty się nie martw. Toż to dzieci jeszcze i na pewno się oswoją. Jedna z moich kocic była kiedyś tak dzika (i to już dorosła), że nawet jeść przy mnie nie chciała. Teraz to jest największy miziak na świecie i mogę z nią zrobić wszystko. Czasami mam wrażenie, ze chyba nawet jest bardziej miziasta niż te, które wychowały się u mnie od bobasa.
    Gumisie przesłodkie. Reszta oczywiście też:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja miałam u siebie również kocięta, które do końca oswoić się nie dały. Może miałam mniej doświadczenia i zrobiłam jakieś błędy? Prawdopodobnie.
    A maluchy już lepiej, na tyle dobrze, ze wypuszczam je z łazienki. Ale to dopiero, jak wrócę od nowych opiekunów Friziaka i Maniusia. Jeny, jak mi się płakać chce. :(((

    OdpowiedzUsuń