15 gru 2011

O tym, że dalej niewesoło.

Bo wczoraj sąsiadka znalazła malucha strasznie chorego. Nie z naszego stada,, gdzieś dalej. I pojechałyśmy do weterynarza. Myślałam, że jeśli to katar koci, nawet poważny, to jakoś się da. Ale oprócz strasznej liczby wszołów, grzybicy, zapalenia dolnych i górnych dróg oddechowych maluszek miał jeszcze panleukopenię. To mu odebrało jakiekolwiek szanse na wyleczenie. Trzeba było podjąć decyzje o eutanazji, co dla kociaka było tak naprawdę wybawieniem od strasznych cierpień. Dobijająca jest myśl, że takich maluchów jest wokół nas mnóstwo i że umierają cichutko gdzieś w krzakach, gdzie nikt im nie może pomóc.

Powiem szczerze, ze mam dość. Mam totalny uwiąd.

A w domu sajgon. Mała Czarna ma, jak się okazało, grzybicę. Ale się na szczęście wypróżnia, chętnie je. Ma katar, ale to wyleczymy.
Fruzia zestresowana jest, żal mi jej, mam tylko nadzieję, że nie przypłaci tego utratą zdrowia.
Reszta kotów odpukać. Tylko z Dodziem w sobotę na USG zbadać pęcherz, bo coś koleś z sikaniem nawala lekko.

Aha, no i w piątek Rydzu jedzie do nowego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz