4 sie 2009

O tym, że czasami są happy endy

Bo Dodo czuje się już coraz lepiej. Jeszcze ma katar, nawet krwawy, jeszcze ma biegunkowe i krwawe kupale, ale je, biega, bawi się i przybiera na wadze. Jestem przeszczęśliwa, bo nie wierzyłam, że się uda.

Teraz mam problem z Gluśkiem, który mi zachorował i do końca nie wiadomo jeszcze, co mu. Czekamy na wyniki krwi i na reakcję na dzisiejsze leki. Wymęczyli bidoka dziś w lecznicy, założyli wenflon i mimo, że żal patrzeć na niego, to śmiech bierze, kiedy chodzi zataczając się nie ze słabości czy choroby, a z powodu tego wenflona. W każdym razie dobrze nie jest, ale nie jest tragicznie. Oby tylko już było wiadomo, co to, wtedy można konkretnie działać.

Odzyskałam aparat dzięki cudownym ludziom i znowu mogę focić koty! Dzisiejszy plon niewielki, bo światło słabe, wizyta u weta i ciąg dalszy porządków, ale trzy czy cztery foty są.





































Wielkie dzięki!

3 komentarze:

  1. Ostatnie zdjęcie jest boskie - to Pafnuc? Czy on Ci napyskował? :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. A tam Pafnuc. To Sylwek tupeciarz. Skubany dyskutuje ze mną, jak równy z równym LOL

    OdpowiedzUsuń