7 cze 2009

O tym, że koty żyją i mają się dobrze

Przywiozłam dwa koty od Krysi z Borów. Carmen, piękną szylkrecię i Przylepka, namolnego łaciatka. Siedziały bidoki dwa tygodnie w łazience, Carmen już w domu tymczasowo tymczasowym, bo jest dla niej dom w Łodzi i czekamy na transport. A Przylep ciągle u mnie. Znaleziono na nim aż cztery rodzaje grzyba i leczę gościa. Zaszczepiony jest, wykastrowany też.
To bohaterowie:
Przylepek










i Carmen.









Sylwek zrobił się kot nakolankowy i pieszczotliwy, powoli brata się ze stadem.


Tutaj próbuje zakolegować się z Rudą. Nie bardzo to wychodzi, ale przynajmniej Ruda już go nie pierze.








Pięknie komponuje się razem z Glusławem na tle zieloności za oknem.








A to jego ulubione miejsce zabaw.








Pafni już zupełnie zakolegowany z kotami, tylko walczy ciągle z grzybicą i wracającymi infekcjami. W tygodniu postaram się podskoczyć do lecznicy i zaszczepić go na grzybicę, bo znienawidzi mnie za ciągłe łapanie i smarowanie Fungidermem.

Pozostałe koty dobrze, chociaż Małpę leczę na zapalenie dziąseł. Bidna ma nawracające jakieś takie dziwności. Dostałąm dla niej smarowidło na dziąsła i jest cyrk. Trzeba ją przytrzymać, otworzyć pysk, wysmarować, nie dac jej uciec, nie dać się pogryźć i nie dać jej wylać smarowidła. Masakra!!!

Oto i ona ze Ślepiszonem.









Na razie nie wystawiam Sylwka do adopcji, boję się, że nie wszystko jest OK, że może się powtórzyć sytuacja z Dzikiem. Czasem Sylwiasty wymiotuje, ale ogólnie jest w porządku, ma apetyt, bawi się, wszystko OK. Ale nie wiem, czy objawy nie pokażą się nagle, a wtedy czy nowi właściciele będą wiedzieli, że coś nie tak? Nie wiem, może nie powinnam się tak strasznie przejmować, może będzie dobrze. To jest piękny i fajny kot, więc pewnie długo na dom by nie czekał. Ale jakoś się boję, że to za wcześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz