Umarł zwykły wiejski kocur. Niby nic nadzwyczajnego, ale żal. Bo miał szansę, ale Tonia, dobra kobieta, która jako jedyna na tym łez padole o brzydkiego i niesympatycznego chorego stwora się zatroszczyła, nie zdążyła mu pomóc. Dzięki niej, a nie dzięki swoim właścicielom Enter (bo tak mu dała na imię) trafił do lekarza. Nie znam szczegółów, nie wiem, dlaczego odszedł, dostałam tylko wiadomość, że nie żyje.
Tonia, ściskam Cię mocno. Zrobiłas dla tego kota więcej, niż ktokolwiek inny w całym jego życiu.
Edit: już wiem, co się stało. Enter miał chore nerki, a Tonia pomogła mu w ostatnich dniach poczuć się troszkę lepiej i pomogła mu odejść bez cierpienia. Powtórzę - zrobiła dla niego więcej, niż ktokolwiek z ludzi.
Kasiu, ja niczego nie zrobiłam, co by zasługiwało na wpis na blogu. Wręcz przeciwnie - zaniedbałam zwierzę, któremu mogłam pomóc wcześniej. Był na wyciągnięcie ręki tyle, że nie mój. Był cudzy ale to mnie nie usprawiedliwia.
OdpowiedzUsuńTonia, zdania nie zmieniam. Zrobiłaś dla niego więcej, niż ktokolwiek inny na świecie i dla niego Twoja pomoc była łaską. Pojadę trochę metafizycznie, ale może on właśnie do ciebie przyszedł, żebyś mu pomogła odejść? Bo wątpię, czy mogłaś mu nerki wyleczyć, przecież nie robiłabyś mu badań krwi albo moczu, kiedy był w lepszej formie, a tylko tak możnaby odpowiednio wcześnie to zdiagnozować, na tyle wcześnie, żeby coś z tym zrobić. Dla niego było za późno na pomoc już od pewnego czasu, a Ty mu pomogłaś odejść tak, żeby jak najmniej cierpiał. Cokolwiek byś nie myślała, to jest wielka rzecz, Toniu. I nie rób sobie wyrzutów, wyrzuty powinni mieć jego pożal się Boże opiekunowie.
OdpowiedzUsuńDobra z Ciebie kobieta i jeśli jest jakieś kocie niebo, to jestem pewna, ze jest w nim miejsce dla Ciebie.