Wczoraj odwiedziłam Sylwka w jego nowym domu. Wygląda pięknie, chociaż jest pierońsko jeszcze zestresowany, ale mizia się i bada otoczenie. Faceci fajni, kochają go, tylko założyli mu na szyję jakąś idiotyczną obróżkę z diamencikami i dzwonkiem. Jeny, no niby nie powinnam nic mówić, bo to już ich kot, ale jak można z kota robić dzwoniącą maskotkę???? To go dodatkowo stresuje. No nic, zacisnę zęby i przeczekam.
Ruda znowu zaczęła nową serię kroplówek. Znosi je dobrze, na ile można to znosić, za to lubię, jak wracamy, bo wstępuje w nią wtedy nowy duch, rzuca się na jedzenie i pożera, co jej podam.
Wiem, ze odchodzi, wiem, że to końcówka, ale tak strasznie mi żal. Jest ze mną od tylu lat, że nie pamiętam już życia bez niej. Ale póki co cieszę się jej obecnością. Trzymajcie kciuki, żeby pozostało jej jeszcze dużo czasu i żeby koniec był szybki i bez cierpień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz