A było tak:
wczoraj wieczorem na chodniku obok miejsca, gdzie karmię koty znalazłam leżącego jeżyka. Nie wiedziałam, czy jest nieprzytomny, czy nie żyje, był jeszcze ciepły, nie było widocznych uszkodzeń, nie było stężenia. Zadzwoniłam do Beaty do soleckiego azylu dla jeży i ona kazała mi jechać do lecznicy, z którą współpracuje azyl. Tam okazało się, że maluszek nie żyje.
Wróciłam na miejsce, żeby dokończyć karmienie i w tym samym miejscu znalazłam jeża, tym razem żywego. Ponieważ wcześniej uzgodniłam z Beatą, ze ona przyjmie jeże z tej ulicy, zapakowałam gościa do kartonu.
Potem podjechałam pod Torbyd, tam też mam stanowisko karmienia i tam znalazłam następnego jeżosława. Ponieważ Torbyd będzie burzony, a tam gnieżdżą się jeże, moim zadaniem jest je ewakuować stamtąd (zresztą w porozumieniu z UM). No to drugi jeż znalazł się w moim bagażniku.
Dla wszystkich zatroskanych losem jeży - to nie jest tak, że one są uwięzione, bo to byłoby bezprawne. Ludzie z azylu dla jeży obserwują je przez jakiś czas, odrobaczają, w razie potrzeby leczą i potem jeże są zwracane Naturze, ale w miejscu znacznie bezpieczniejszym, niż bydgoskie ulice. O tym, jak to się odbywa, możecie poczytać tu: https://www.facebook.com/pages/Pom%C3%B3%C5%BCmy-Je%C5%BCom/308036469206688?fref=ts
A jeże u mnie zachowują się wzorowo, czyli trochę w nocy poszmąciły, zjadły wszystko, co im dałam do zjedzenia i teraz śpią. Jeden z nich ma na pewno jakąś infekcję gónych dróg oddechowych, ale w azylu sobie z tym poradzą.
Moje koty są za to niesamowite, po początkowym poruszeniu stwierdziły, że o, jakieś dziwne tymczasowe koty i straciły jeżami zainteresowanie.
Oto jeżyk odpoczywający po nocnych ekscesach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz