30 mar 2009

O tym, że pożegnania nie zawsze bywają smutne

W sobotę pożegnałam Bonusika. Pojechał do swojego nowego domu. Mój kochany brojarz już komuś innemu będzie umilał życie, komuś innemu będzie mruczał. Oby mruczał jak najdłużej i jak najszczęśliwiej.


Ostatnie zdjęcie Boniego u mnie...




.... i podczas zwiedzania nowego domu








Odwiedziłam też Kundzię i Poldka w ich nowym, już w nich zakochanym domu. Maluchy czują się tam świetnie i korzystają z przestrzeni, jaką mają do dyspozycji, na maksa, przyprawiając swoich nowych opiekunów o apopleksję :DDD


Oto Kundzia zrelaksowana.









A to Król Poldi I









Tu oba łobuziaki pięknie mi pozują









A na zakończenie Kundzia wpakowała się swojej Opiekunce na kolana.








Oba koty wyglądają na szczęśliwe. Dobrze im tam, a ja się bardzo bardzo z tego powodu cieszę.

28 mar 2009

O tym, że czasem pożegnania są smutniejsze, niż zwykle


Odszedł Raven. Dzięki Agnieszce nie odchodził gdzieś pod płotem czy w brudnej piwnicy, ale w cieple, we własnym domu otoczony miłością. Wierzę, że nie zniknął, ale że ciągle jest, tylko w innym, lepszym świecie po drugiej stronie. Do zobaczenia, Kocie.

25 mar 2009

O tym, że działo się, oj działo...

Bo Dzik II, który sam siebie wypuścił na pokoje zaczął mi znaczyć. O jaki smród!!! I sofę mi zaznaczył, skunksik jeden. Ponieważ nie chciał dać się złapać, wczoraj wezwałam posiłki i od wczoraj wieczora Dzik II siedzi w klatce. Żal mi go bardzo, bo źle mu, walczy bardzo z zamknięciem albo zapada w bezruch. Dlatego jak najszybciej do kastracji, żeby mógł być wypuszczony. Ale noc miałam do kitu, tłukł się w klatce i skarżył się. Przemyśliwuję nad nazwaniem go Placek od Placido (tego śpiewaka).

Natomiast Dzik I siedzi w łazience i jest mu dobrze. Na razie, bo bidok nie wie, że w piątek on pójdzie na zabieg.

I kiedy już będę mogłą wypuścić obydwa Dziki do pokoju, zrobię pranie i porządek w łazience. Bo syfiasto tak, że aż się brzydzę.


Troszkę smutnych wieści teraz:
U Agn, kociary z Torunia powoli odchodzi piękny stary kocur Raven. Kocurze kochany, życzę Ci, żeby jakkolwiek będzie, było dobrze.

22 mar 2009

O tym, że mam już dwa dziki

Oba siedzą w łazience i się boją, chociaż Dzik nr 1 jakby bardziej wyluzowany. Mam nadzieję, ze nie pozapominały siebie do imentu, obaj przecież jeszcze tydzień temu razem sobie żyli w dobrej komitywie. Póki co napyskowały na siebie i chwilowo cisza.

Obaj są identyczni, jak ja ich odróżnię????


....jakiś czas później...


Dzika I wypuściłam do mieszkania, bo nie bardzo mógł się zgodzić z przerażonym Dzikiem II. Wprawdzie istnieje ryzyko, że mi pokanceruje jakiegoś domownika albo zaznaczy teren na śmierdząco, ale może nie będzie tak źle. Od dwóch godzin Dzikens zwiedza mieszkanie, mija się z kotami, czasem grozi im straszliwymi mękami, jeśli mu nie dadzą spokoju, ale na razie jest w miarę.
Za to Dzik II siedzi wciśnięty za muszlę klozetową i boi się nieprzytomnie. Dał mi się wprawdzie głaskać, ale widzę, że jest bardzo przerażony. Ale jak było w przypadku Dzika I, tak teraz mam nadzieję, że Dzik II szybko dojdzie do wniosku, że nie jest tak źle.


...jakiś czas później...


Boni pilnuje Dzika I:











a potem już sam Dzik I nieco wyluzowany:

20 mar 2009

O tym, że Dzik już nie jest taki dziki


Jestem w biegu, więc na razie tylko zdjęcie Dzika, potem napiszę więcej:









Mam chwilkę, więc piszę. Dzik siedzi od paru dni w łazience. Daje się głaskać, nawet dziko sie o to dopomina. Włazi na mnie, przytula się, wywala brzuch. Ale cały czas jest czujny, cały czas boi się. Biedak całe życie spędził na 'wolności', nigdy nie by łw domu, więc to zrozumiałe. W przyszłym tygodniu będzie kastrowany, jak wydobrzeje, wypuszczę go do kotów.
Jest piękny i przystojny, kiedy go głaszczę widzę ogromną różnicę między domowymi pieszczochami, a takimi dziczkami, on składa się tylko z mięśni, moje leniwce głównie z tłuszczu. No i zabawa: kiedy łapie patyczek, jest naprawdę BŁYSKAWICZNY. Jeśli będzie chciał, poustawia sobie moje stado bez trudności.

czekam teraz na jego brata, który jest bardziej dziki od Dzikiego. Szczerze mówiąc boję się trochę, bo czuję duży respekt przed takimi kotami, ale może nie będzie źle.

16 mar 2009

O tym, że mamy nowego

W dodatku czarnego. Dwuletni niekastrowany piękny kocur, który na razie ciężko przerażony siedzi w klatce. Wolnożyjący do tej pory na jakimś kamienicznym podwórku, ale właściciel kamienicy zażyczył sobie, ze koty mają się wynieść.
Ten ponoć był najbardziej miziasty ze wszystkich żyjących tam. Możliwe, bo burczał na mnie tylko wczoraj. Dziś patrzy uważnie, przed chwilą nawet pod moim okiem położył się i zaczął drzemać, może znudził go mój szczebiot, bo gadam do niego jakieś czułe bzdury cały czas. Jutro będę próbować go dotknąć. Na czwartek mam zaplanowaną kastrację Dzika, ale nie wiem, czy da się włożyć do transporterka. Jak nie, poczekam trochę, poprzyzwyczajam go do mnie.

Dzik ładnie je, siku też było, ale strasznie śmierdzące. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie mogą żyć w mieszkaniu z niewykastrowanym kocurem, przecież to jest koszmar! Teraz czekam na kooopala, może być hardkorowo, bo słyszałam, jak po ostatniej porcji saszetki i serc kurzych przelewa mu się w brzuchu...

Zdjęć na razie nie mam, nie chcę go denerwować lampą.

15 mar 2009

O tym, że dziś jest smutny dzień

Umarła Krysia, kobieta, która opiekowała się w Borach Tucholskich kilkudziesięcioma kotami. Miała kawałek ziemi w lesie i tam postawiła budki, gdzie koty mieszkały. Ona kiedyś codziennie, potem z powodu choroby rzadziej zasuwała do kotów z karmą. Upał, śnieg, lód nieważne, ona musiała do kotów. Dbała o nie, jak umiała, wykastrowała wszystkie kotki, leczyła, ratowała. Ale od zeszłego roku zaczęła poważnie chorować, do tego przyplątał się wypadek samochodowy (jechała do swoich kotów), dwa wylewy i dziś odeszła. Do ostatniego momentu o nich myślała, były jej miłością.

Krysiu, spotkasz je kiedyś wszystkie w Kocim Niebie, Ty tam już jesteś pewnie, one do Ciebie wszystkie kiedyś dołączą.

11 mar 2009

O tym, że choroba się trzyma...


... chociaż już coraz słabiej. Nosek powoli się opróżnia, jeszcze tylko to oko nieszczęsne, jakoś słabo Dicortineff pomaga. Ale kurdupelek ma apetyt i bawi się, jest coraz śmielszy i nawet nie zwiewa przede mną mimo codziennego męczenia go tabletkami i pielęgnacją oka, czego serdecznie nie cierpi.
Teraz właśnie wygłupia się na małym drapaku, a w przerwach maltretuje zabawkę.


Reszta kotów spokojnie i powoli. A ja czekam na wiadomości o dwóch kotach, które mają do mnie zlądować na tymczas: jeden piękny rudzielec, niestety ma gronkowca, więc nie wezmę go, zanim nie pozbędzie się świństwa. Jest pod dobrą opieką. Druga miała być domowa kotka wyrzucona przez jej pożal się Boże opiekunów pod jakimś szpitalem. Znajoma szukała jej, ale nie mam wieści, ze znalazła. Niektórzy ludzie przynoszą wstyd rasie ludzkiej.

Aha, zapomniałam napisać, ze pan interesujący się Pafnucem okazał się człowiekiem nieszanującym czasu innych , który nie raczył zadzwonić i odwołać spotkania, kiedy jednak zdecydował się zrezygnować z Bonusa. Więc czekałam, jak głupia, podporządkowałam sobie temu spotkaniu wszystkie plany weekendowe i dopiero po moim telefonie do pana, kiedy już miał spore spóźnienie dowiedziałam się, że jednak nie przyjedzie. Nie jestem zła, że nie chciał Boniego, jestem zła, że okazał taki brak szacunku dla mojego czasu, a moją złość podsyca jeszcze fakt, że nienawidzę czekać.

Ps. w czasie, kiedy to piszę Pafnuc rozkręcił się w zabawie tak mocno, ze aż napada na inne moje koty. Szkoda, ze nie widzicie ich min, rewelacyjny wytrzeszcz z szoku, że to małe nowe coś może być takie bezczelne :DDD Na zdjęciu szaleje z papierkiem, do tej pory bardzo rzadki widok.

7 mar 2009

O tym, że ciągle walczymy z chorobą

Koty zdrowe z wyjątkiem Pafnucka, którego zaatakował bardzo mocny katar. Bieduś ma całkiem zapchany nosek i silny stan zapalny lewego oczka. Bardzo ciężko mu oddychać, każdy oddech to spory wysiłek przedarcia się powietrza przez zawartość nozdrzy. Jeden antybiotyk nie poskutkował, przeszliśmy na drugi i od wczoraj jest poprawa. Mały nareszcie momentami swobodnie oddycha, z oka odrobinę zeszła opuchlizna, wrócił apetyt i ochota na figle. Więc wszystko jest na dobrej drodze.

A poza tym czekamy na wizyte przedadopcyjną, ma przyjechac pan, którego interesuje Boni.

3 mar 2009

O tym, jak mi się stado pochorowało

Nic poważnego, zaziębienie, ale trzeba uważać. Kichające, smarkające i załzawione towarzycho snuje mi się po domu i zwiewa przede mną, kiedy zbliża się pora podawania leku. Cwaniaki jedne.
W najgorszym stanie jest Pafnuc, reszta jest szczepiona, więc to tylko formalność, ale młody szczepiony jeszcze nie był. Strasznie się broni i boi, ciągle jeszcze na widok zbliżającej się mojej ręki zwiewa albo przypada plackiem do ziemi, ale dziś znalazłam na niego sposób: gówniarz uwielbia gotowaną wołowinę :D Tak bardzo kocha, że sam włazi na półkę koło blatu i wyciąga pycho bez strachu, daje się głaskać i tylko wytrzeszcza załzawione gały w oczekiwaniu na smakołyk.



Bonus za to to okaz zdrowia, łakomstwa i gadatliwości. Nauczył się gadać i teraz mam cyrk, budzę się, a Boni stoi obok mnie i pyta: 'miau?'. Wstaję, a ten mnie pogania, ma ochotę na psikusy, gada do innych kotów, ma ochotę na pieszczoty, gada do mnie, widzi ptaki za oknem, do nich też nawija. Mam tylko nadzieję, że chłopak nie używa niecenzuralnych wyrażeń.